Danusia Kędzierska
Magister socjologii, audytor społeczny.
… nie pamiętam, w którym to było podręczniku i kiedy żeśmy się tego nauczyli, ale mniej więcej szło to tak, że „English is used as lingua franca”. I chociaż ponad 20 lat temu nie bardzo rozumiałam co to znaczy, to dziś nie wyobrażam już sobie że mogłabym nie mówić po angielsku i że nie byłoby takiego miejsca i sytuacji, w której nie mogłabym się porozumieć po angielsku. Albo raczej w jakiejś licznej z jego odmian, z gramatyką i wymową zależną od pochodzenia rozmówcy.
Od mojej pierwszej lekcji w Goldenie minęły 22 lata. I choć może zabrzmi to patetycznie, to gdyby nie ta pierwsza lekcja, to nie byłabym dziś tym, kim jestem. Angielski przydał się nie tylko do tego, żeby zrozumieć, że nie każdy utwór słowno-muzyczny traktuje o miłości. Przede wszystkim stał się moim narzędziem pracy, dzięki któremu mogłam skończyć kilka specjalistycznych szkoleń i przeczytać kilka grubszych książek. Gdyby nie to, dziś nie zajmowałabym się takim niszowym zajęciem jak audytowanie fabryk pod kątem przestrzegania w nich praw człowieka. Nie pracowałabym w międzynarodowej firmie, w której częściej niż polskiego używam angielskiego, bo najczęściej kontaktuję się z kolegami, dla których angielski jest także lingua franca. I choć mówię również po niemiecku i hiszpańsku, a jak trzeba to przypomnę sobie kilka podstawowych zwrotów w niderlandzkim, to jednak w międzynarodowym towarzystwie zawsze rozmawiam po angielsku, pozostawiając te dodatkowe języki jako urokliwy dodatek do rozmów w kuluarach.
Bez angielskiego zgubiłabym się w kilku fajnych miejscach a kilku pewnie bym nie zobaczyła. Nie poznałabym wielu osób, nie nawiązałabym kontaktu z rodziną, która od wielu lat nie mieszka w Polsce i nie mówi po polsku. Nie uśmiałabym się z dowcipów, których nie można przetłumaczyć. Nie zrozumiałabym swoich idoli na koncertach. I pewnie nie wydarzyłoby się dużo innych rzeczy…i aż trudno mi samej uwierzyć, ile zawdzięczam tej pierwszej lekcji w Goldenie. Dziękować dziękować!